Jak zwykle rano wstałem i zszedłem na dół do salonu na śniadanie. Rodzice już na mnie czekali. Oczywiście uśmiechnąłem się do mamy, która to odwzajemniła. Przeszedłem obok mojego taty, który poklepał mnie po plecach i w końcu usiadłem na krześle przy stole. Za jakieś pół godziny skończymy śniadanie i będę mógł coś zanieść na górę dla Lilly.
Podczas śniadania miałem dziwne wrażenie, że rodzice chcą mi coś przekazać. Zerkali na siebie jakby dawali sobie jakiś znak do zaczęcia rozmowy. W końcu odezwała się mama.
-Alexandrze, chcieliśmy z tobą poważnie porozmawiać.- Rzekła. Miałem dziwne przeczucie, że nie będzie to nic dobrego.
-Synu, jesteś już duży. Można by rzec, że dorosły.-Zaczął tata. Kiwnąłem tylko głową.
-Powinieneś poszukać sobie pracę.- Powiedziała bez ogródek mama. Zmarszczyłem brwi.
-Mam pracować?- Zdziwiłem się. Nie sądziłem, że zdarzy się to tak szybko. Po chwili uśmiechnąłem się.- W przeciwieństwie do Was, ja nie przeszedłem symulacji i nie mam wykształcenia, więc trudno będzie mi znaleźć pracę.- Rzekłem. Myślałem, że rodzice dadzą za wygraną, jednak się myliłem.
-Wiemy o tym i obiecywaliśmy Ci, że nie będziesz musiał przechodzić symulacji...-Powiedziała mama.- No ale, aby mieć wykształcenie nie trzeba koniecznie przechodzić symulacji. Są jeszcze inne sposoby.-Gdy mama to powiedziała zaksztusiłem się herbatą.
-Wy chyba nie chcecie bym poszedł do szkoły?!- Byłem zrozpaczony, co bardzo dobrze dało się usłyszeć po moim głosie. Rodzice spojrzeli na siebie. Wiedziałem co mi zaraz powiedzą.
-Synku szkołą, nie jest taka zła.- Rzekła mama, a ja ukryłem twarz w dłoniach.
Do szkoły chodzą Ci, którzy zawalili symulację i nie przeszli egzaminów. Są to przeważnie głąby, którzy zamiast mózgu mają mięśnie. Ja mam obydwie te rzeczy i nie zasługuję na to by chodzić do szkoły! Gdyby mnie dopuścili do symulacji to bym ją bez przeszkód przeszedł.
Wróciłem do pokoju. Lilly spojrzała na mnie. Od razy wyczuła, że coś jest nie tak. Położyłem się na łóżku i ukryłem twarz w dłoniach Poczułem jak dziewczyna siada obok mnie i kładzie mi rękę na brzuchu.
-Co powiedzieli Ci rodzice?- Zapytała. Westchnąłem głośno.
-Muszę iść do szkoły.- Odparłem. Lilly zaśmiała się.
-Nie jesteś na to za stary?- Spytała. Zdjąłem z twarzy dłonie.
-Powiedz to moim rodzicom.- Odparłem ponownie zakrywając twarz. Poczułem jak dziewczyna się obok mnie kładzie.
-Widzę, że jesteś lekko zrozpaczony.- Powiedziała obejmując mnie. Przekręciłem głowę w jej stronę.
-Jestem bardzo zrozpaczony. Nie chcę się stąd ruszać. Nie chcę zostawiać Cię tu samej.- Rzekłem. Lilly dotknęła mojego policzka.
-Nic mi tu nie będzie. Potrafię o siebie zadbać.- Odparła zatapiając dłoń w mojej grzywce. Zamknąłem oczy i głośno westchnąłem.
-Boję się, że ja nie dam rady.- Powiedziałem nie otwierając oczu. Nastała cisza. Wiedziałem, że Lilly nic nie powie. Wolała milczeć nisz próbować wcisnąć mi kit, że wszystko będzie dobrze. Ona także czuła to co ja. Jak pójdę do szkoły to nie będziemy już zawsze razem. Nie spędzimy ze sobą całego dnia, a gdy wrócę do domu, to będę zmęczony. Tak bardzo tego nie chciałem.
Nagle usłyszałem pukanie. Lilly szybko wślizgnęła się pod łóżko. Muszę przyznać, że robiło już to zawodowo. Drzwi otworzyły się i do mojego pokoju weszła mama.
-Właśnie dowiedziałam się, że Jean wróciła już do domu.- Powiedziała mama i wyszła. Po kilku sekundach z pod łóżka wypełzła Lilly.
-Pójdziesz do niej?- Spytała. Wzruszyłem ramionami. Szczerze to nie obchodziła mnie Jean i chciałem już o niej zapomnieć, niestety rodzice ciągle musieli mi o niej przypominać.
-Nie.-odparłem.
Rodzice siłą zaciągnęli mnie do samochodu. Zgodziłem się w końcu gdy obiecali mi, że nie wejdą do mojego pokoju. Mama znów sugerowała mi bym zrobił coś ze swoim wyglądem, ale ja jak zwykle się nie zgodziłem. Nie chciałem niczego zmieniać. Lilly taki się podobałem, a to chyba najważniejsze.
Wysiadłem przed olbrzymim budynkiem. Zastanawiałem się dlaczego jest on taki wielki, skoro tylko nieliczni uczęszczają do szkoły.
Wyszedłem z samochodu. Tata przyciemnił szyby w samochodzie. Zaśmiałem się. Nie dziwiłem się dlaczego się tak zachowują, nie chcieli by ktoś ich zobaczył. Szybko ich auto zniknęło mi z oczu. Odwróciłem się na pięcie w stronę drzwi prowadzących do szkoły. Cały czas zadawałem sobie pytanie: Dlaczego?
Jakiś wyrośnięty dzieciak potrącił mnie przy wejściu. Zacisnąłem usta w wąską linię i kroczyłem dalej. Nie zwracałem uwagi na innych uczniów, ignorowałem ich. Miałem wrażenie, że nikt tu, poza mną nie jest normalny.
Szybko zgłosiłem się u pana dyrektora. Był dość młody. Za pewne młodszy od moich rodziców.
-Chodź Alexandrze, zaprowadzę Cię do klasy.- Powiedział i uśmiechnął się. Próbowałem zrobić to samo, ale chyba mi nie wyszło, jednak pan dyrektor tego nie zauważył. Przez kilka minut błądziliśmy po korytarzach. Pewnie połowa tych drzwi nigdy nie była otwierana. Co kilkanaście metrów, przy suficie rozmieszczone były kamery. To nie wróżyło niczego dobrego. Nie bez powodu, montuje się monitoring w takich miejscach. Pewnie codziennie są tu jakieś wykroczenia. Błagałem w myślach, by okazało się, że chodzi tu więcej normalnych osób, które po prostu miały pecha i natrafiły na dość trudną symulację, dlatego się tu znalazły.
W końcu doszliśmy do odpowiednich drzwi. Nawet nie zwróciłem uwagi jaki miały numer. Pan dyrektor otworzył je i zaprosił mnie do środka. Wszedłem nie pewnie. Po chwili ujrzałem grupkę ludzi, a dokładniej chłopców. Dopiero po kilku sekundach znalazłem w tłumie jedną, jedyną dziewczynę. Jakiś nieogarnięty dzieciak z grubymi okularami zabrał głos.
-Czy to nowy nauczyciel panie dyrektorze?- Spytał. Spojrzałem na niego unosząc jedną brew do góry.
-Nie.- Odparł dyrektor.- To uczeń.- Gdy to powiedział wszyscy zaczęli między sobą coś szeptać. Przewróciłem oczami. Tak bardzo chciałem znaleźć się w domu, przy Lilly. Miałem nadzieję, że rodzice dotrzymają słowa i nie wejdą do mojego pokoju. Tata pewnie to uszanuje, ale mama? Nie, ona z pewnością by coś wymyśliła. Pewnie posprzątałaby mój pokój, mimo iż zawsze mam wszystko poukładane i przy okazji odkryła by Lilly.
Z zamyśleń wyrwał mnie dyrektor.
-To jest Alexander Moore. -Przedstawił mnie. Po chwili znów odezwał się ten dzieciak z półmetrowym szkłem w okularach.
-Czytałem kiedyś, że pewien Alexander Moore został porwany. Nie było go bardzo długo, a potem nagle wrócił. Podobno porwały go dzikie zwierzęta i on musiał żywić się trawą i muchomorami.- Zacisnąłem usta w wąską linię. Chyba nie polubimy się z tym okularnikiem.
-Keneth...- Przerwał mu dyrektor.- Ręczę za to, że ten oto Alexander Moore nie został porwany przez żadne zwierzęta i nie jadł trujących grzybków.- Powiedział i uśmiechnął się do mnie. Dużo to nie pomogło.- No dobrze, zostawiam Was tu samych, żebyście się mogli lepiej poznać.- Dodał i delikatnie poklepał mnie po plecach bym ruszył w stronę całej tej hołoty. Usiadłem na wolnym krześle i oparłem głowę o ścianę. Po chwili podeszła do mnie dziewczyna. Zerknąłem na nią. Była bardzo niska. Za pewne ledwo co sięgała mi do ramion. Włosy miała mocno wycieniowane i pofarbowane na kolor pomarańczowy. Usta pomalowała czerwoną szminką. Oczu jej nie widziałem, bo zakrywała je długa grzywka zaczesana na bok. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie.
-Cześć Alex.- Powiedziała. Odwzajemniłem uśmiech.
- Cześć.- Odrzekłem.
-Jestem Mary.-Rzekła siadając na ławce. Po chwili zaczęła wymachiwać swoimi krótkimi nóżkami.- Nie przejmuj się Kenethem.- Dodała.- On zawsze mówi głupie rzeczy.
-Nie przejmuje się.- Odparłem wciskając ręce do kieszeni. Mary uśmiechnęła się.
-Co tu robisz?- Spytała. Westchnąłem.
-Bo jestem tym Alexandrem Moore, którego porwali.- Odpowiedziałem. Szczerze, to nie wiedziałem czemu to wyjawiłem. Może dlatego, że z Mary tak łatwo się rozmawiało? Dziewczyna otworzyła szeroko buzię. Po chwili na jej twarzy zagościł uśmiech. Zagryzła dolną wargę. Aż zdziwiłem się, że szminka wciąż jej się trzyma na ustach.
-No to nieźle.- Rzekła w końcu poprawiając sobie włosy. Powoli zacząłem żałować, że jej to powiedziałem. Mary ze mną flirtowała i nie dało się tego ukryć.
-No ale wiesz, dużo rzeczy nazmyślali o mnie w wiadomościach. -Powiedziałem. Dziewczyna chyba uniosła do góry jedną brew, nie byłem tego pewien, bo jej grzywka wszystko zasłaniała.
-A więc, jaka jest prawda?- Spytała zeskakując z ławki. Przybliżyła się do mnie i usiadła mi na kolanach. Objęła mnie jedną ręką by nie spaść i szepnęła do ucha.- Nie martw się, nikt nie podsłucha.- Po chwili uśmiechnęła się. Czułem się bardzo niekomfortowo. Nie chciałem jej mieć na kolanach. Wstałem z nią na rękach i odstawiłem na ławkę na której wcześniej siedziała. Mary zaśmiała się jakby było to zabawne.- Jaki ty poprawny jesteś.- Powiedziała. Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Chciałem zakończyć z nią rozmowę. Już chyba bym wolał podyskutować z Kenethem. Na moje szczęście do sali wszedł nauczyciel.
-Proszę państwa! Zapraszam na wasze miejsca.- Powiedział dziwnie gestykulując. Bałbym się obok niego stać w obawie, że wydłubie mi oczy. Mary prychnęła i zeszła z ławki. Usiadła na krześle jak reszta ludzi. Zrobiłem to samo. Wybrałem sobie miejsce jak najdalej od dziewczyny.
Po południu myślałem, że popełnię samobójstwo. Szkoła to naprawdę najokropniejsza rzecz jaka mogła się komuś przydarzyć. Szybko wybiegłem z sali. Chciałem jak najszybciej opuścić to miejsce. Błądziłem długo po korytarzach. Mogłem poczekać i zobaczyć gdzie pójdzie reszta. Skarciłem się w myślach. W końcu znalazłem wyjście. Na szczęście moi rodzice już na mnie czekali. Z prędkością światła wskoczyłem do samochodu.
-Możecie już jechać.- Powiedziałem zapinając pasy. Rodzice spojrzeli na siebie. Po chwili tata odpalił samochód.
-Jak Ci się podobało?- Zapytała mama. Uniosłem głowę w jej stronę zaciskając usta w wąską linię.
-Mogę nie odpowiadać?- Odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Mama uniosła ręce do góry.
-No dobrze, zatrzymaj to dla siebie.- Rzekła. Wiedziałem, że i tak mnie później zapyta o to jak mi poszło w szkole.
Przez kilka minut jechaliśmy w ciszy. Nagle odezwała się mama.
-Alexandrze sprzątałam twój pokój.- Rzekła.
-Co?!- Wykrzyknąłem. Głos dziwnie mi się załamał jakbym dopiero co przechodził mutację. -Mamo! Obiecałaś!- Serce waliło mi jak szalone. Co z Lilly? Mama nie wyglądała na taką, która w pokoju swojego syna znalazła dziewczynę, to było pewne.
-Miałeś bałagan i bardzo dużo rzeczy do prania. - Odrzekła.
-Więcej tego nie rób.- Powiedziałem. Byłem w złym nastroju. Musiałem iść do szkoły, rozmawiałem z dziwną dziewczyną- Mary, a mama posprzątała mój pokój i nie wiem gdzie teraz jest Lilly.
W końcu dojechaliśmy na miejsce. Wyszedłem z samochodu i pobiegłem do mojego pokoju. Gdy otworzyłem drzwi ujrzałem Lilly. Podszedłem do niej i mocno ją przytuliłem.
-Ja tak bardzo nie chcę...- Powiedziałem. Dziewczyna położyła rękę na moim karku.
-Alex, czego nie chcesz?- Spytała. Wcisnąłem głowę między jej ramię, a szyję.
-Szkoły.- Dodałem. Po chwili odsunąłem się od niej.-Moja mama sprzątała pokój. Gdzie byłaś skoro Cię nie znalazła?- Zapytałem. Lilly uśmiechnęła się.
-Siedziałam pod łóżkiem.- Powiedziała. Odwzajemniłem uśmiech. -Tak bardzo było źle w tej szkole?- Spytała.
-Tak!- Odparłem.-Nie wrócę tam.-dodałem siadając na łóżku i krzyżując ręce na piersi.
-Chyba nie było aż tak źle.- Powiedziała Lilly siadając obok. mnie. Położyła rękę na moim kolanie.
-Była bardzo źle.- Odparłem uśmiechając się. - Jest tam taka Mary.- Rzekłem, a dziewczyna uniosła brew do góry.
-Kontynuuj.- Odparła. Zaśmiałem się.
-Nie martw się, wolę Ciebie.- Odrzekłem. Lilly energicznie przekręciła głowę w moją stronę. Ujrzałem uśmiech na jej twarzy i pocałowałem ją. Tak bardzo pragnąłem znów być przy niej i teraz byłem. Dziewczyna przewaliła mnie do tyłu. Wcisnęła ręce pod moją szyję i głowę. Nagle usłyszałem dzwonek. Lilly oderwała się ode mnie i szybko wstała. Była zdekoncentrowana. Nigdy wcześniej nie słyszała jak coś dzwoni. Wypuściłem głośno powietrze z płuc. Ale ten ktoś ma wyczucie. Dźwignąłem się z łóżka i sięgnąłem po telefon. Dzwoniła do mnie Jean. Zdziwiłem się trochę. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek się do mnie odezwie.
-Halo?- Odebrałem telefon. Usłyszałem cichy głos Jean.
-Alexander? Chciałam się z tobą spotkać.- Mówiła to spokojnie i wolno. Podrapałem się po karku. Czy ona mówi na serio? Dlaczego chce się ze mną spotkać? Może szykuje jakąś zemstę? -Przyjdziesz do mnie?-Zapytała. Przez chwilę milczałem.
-Dobrze.- Zgodziłem się.
-Przyjdź dzisiaj. Dobrze?
-Dobrze.- Po chwili Jean się rozłączyła. Miałem dziwne wrażenie, że ona jest szczęśliwa. Czułem, że bardzo chce się ze mną spotkać.
-Co to było/_ Spytała Lilly. Westchnąłem.
-Jean chce się ze mną spotkać i powiedziałem, że przyjdę do niej.- Zacisnąłem usta w wąską linię.- Przepraszam...
-Nie przepraszaj, przecież nie masz za co.- Odparła dziewczyna chwytając mnie za rękę.
Jakiś wyrośnięty dzieciak potrącił mnie przy wejściu. Zacisnąłem usta w wąską linię i kroczyłem dalej. Nie zwracałem uwagi na innych uczniów, ignorowałem ich. Miałem wrażenie, że nikt tu, poza mną nie jest normalny.
Szybko zgłosiłem się u pana dyrektora. Był dość młody. Za pewne młodszy od moich rodziców.
-Chodź Alexandrze, zaprowadzę Cię do klasy.- Powiedział i uśmiechnął się. Próbowałem zrobić to samo, ale chyba mi nie wyszło, jednak pan dyrektor tego nie zauważył. Przez kilka minut błądziliśmy po korytarzach. Pewnie połowa tych drzwi nigdy nie była otwierana. Co kilkanaście metrów, przy suficie rozmieszczone były kamery. To nie wróżyło niczego dobrego. Nie bez powodu, montuje się monitoring w takich miejscach. Pewnie codziennie są tu jakieś wykroczenia. Błagałem w myślach, by okazało się, że chodzi tu więcej normalnych osób, które po prostu miały pecha i natrafiły na dość trudną symulację, dlatego się tu znalazły.
W końcu doszliśmy do odpowiednich drzwi. Nawet nie zwróciłem uwagi jaki miały numer. Pan dyrektor otworzył je i zaprosił mnie do środka. Wszedłem nie pewnie. Po chwili ujrzałem grupkę ludzi, a dokładniej chłopców. Dopiero po kilku sekundach znalazłem w tłumie jedną, jedyną dziewczynę. Jakiś nieogarnięty dzieciak z grubymi okularami zabrał głos.
-Czy to nowy nauczyciel panie dyrektorze?- Spytał. Spojrzałem na niego unosząc jedną brew do góry.
-Nie.- Odparł dyrektor.- To uczeń.- Gdy to powiedział wszyscy zaczęli między sobą coś szeptać. Przewróciłem oczami. Tak bardzo chciałem znaleźć się w domu, przy Lilly. Miałem nadzieję, że rodzice dotrzymają słowa i nie wejdą do mojego pokoju. Tata pewnie to uszanuje, ale mama? Nie, ona z pewnością by coś wymyśliła. Pewnie posprzątałaby mój pokój, mimo iż zawsze mam wszystko poukładane i przy okazji odkryła by Lilly.
Z zamyśleń wyrwał mnie dyrektor.
-To jest Alexander Moore. -Przedstawił mnie. Po chwili znów odezwał się ten dzieciak z półmetrowym szkłem w okularach.
-Czytałem kiedyś, że pewien Alexander Moore został porwany. Nie było go bardzo długo, a potem nagle wrócił. Podobno porwały go dzikie zwierzęta i on musiał żywić się trawą i muchomorami.- Zacisnąłem usta w wąską linię. Chyba nie polubimy się z tym okularnikiem.
-Keneth...- Przerwał mu dyrektor.- Ręczę za to, że ten oto Alexander Moore nie został porwany przez żadne zwierzęta i nie jadł trujących grzybków.- Powiedział i uśmiechnął się do mnie. Dużo to nie pomogło.- No dobrze, zostawiam Was tu samych, żebyście się mogli lepiej poznać.- Dodał i delikatnie poklepał mnie po plecach bym ruszył w stronę całej tej hołoty. Usiadłem na wolnym krześle i oparłem głowę o ścianę. Po chwili podeszła do mnie dziewczyna. Zerknąłem na nią. Była bardzo niska. Za pewne ledwo co sięgała mi do ramion. Włosy miała mocno wycieniowane i pofarbowane na kolor pomarańczowy. Usta pomalowała czerwoną szminką. Oczu jej nie widziałem, bo zakrywała je długa grzywka zaczesana na bok. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie.
-Cześć Alex.- Powiedziała. Odwzajemniłem uśmiech.
- Cześć.- Odrzekłem.
-Jestem Mary.-Rzekła siadając na ławce. Po chwili zaczęła wymachiwać swoimi krótkimi nóżkami.- Nie przejmuj się Kenethem.- Dodała.- On zawsze mówi głupie rzeczy.
-Nie przejmuje się.- Odparłem wciskając ręce do kieszeni. Mary uśmiechnęła się.
-Co tu robisz?- Spytała. Westchnąłem.
-Bo jestem tym Alexandrem Moore, którego porwali.- Odpowiedziałem. Szczerze, to nie wiedziałem czemu to wyjawiłem. Może dlatego, że z Mary tak łatwo się rozmawiało? Dziewczyna otworzyła szeroko buzię. Po chwili na jej twarzy zagościł uśmiech. Zagryzła dolną wargę. Aż zdziwiłem się, że szminka wciąż jej się trzyma na ustach.
-No to nieźle.- Rzekła w końcu poprawiając sobie włosy. Powoli zacząłem żałować, że jej to powiedziałem. Mary ze mną flirtowała i nie dało się tego ukryć.
-No ale wiesz, dużo rzeczy nazmyślali o mnie w wiadomościach. -Powiedziałem. Dziewczyna chyba uniosła do góry jedną brew, nie byłem tego pewien, bo jej grzywka wszystko zasłaniała.
-A więc, jaka jest prawda?- Spytała zeskakując z ławki. Przybliżyła się do mnie i usiadła mi na kolanach. Objęła mnie jedną ręką by nie spaść i szepnęła do ucha.- Nie martw się, nikt nie podsłucha.- Po chwili uśmiechnęła się. Czułem się bardzo niekomfortowo. Nie chciałem jej mieć na kolanach. Wstałem z nią na rękach i odstawiłem na ławkę na której wcześniej siedziała. Mary zaśmiała się jakby było to zabawne.- Jaki ty poprawny jesteś.- Powiedziała. Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Chciałem zakończyć z nią rozmowę. Już chyba bym wolał podyskutować z Kenethem. Na moje szczęście do sali wszedł nauczyciel.
-Proszę państwa! Zapraszam na wasze miejsca.- Powiedział dziwnie gestykulując. Bałbym się obok niego stać w obawie, że wydłubie mi oczy. Mary prychnęła i zeszła z ławki. Usiadła na krześle jak reszta ludzi. Zrobiłem to samo. Wybrałem sobie miejsce jak najdalej od dziewczyny.
Po południu myślałem, że popełnię samobójstwo. Szkoła to naprawdę najokropniejsza rzecz jaka mogła się komuś przydarzyć. Szybko wybiegłem z sali. Chciałem jak najszybciej opuścić to miejsce. Błądziłem długo po korytarzach. Mogłem poczekać i zobaczyć gdzie pójdzie reszta. Skarciłem się w myślach. W końcu znalazłem wyjście. Na szczęście moi rodzice już na mnie czekali. Z prędkością światła wskoczyłem do samochodu.
-Możecie już jechać.- Powiedziałem zapinając pasy. Rodzice spojrzeli na siebie. Po chwili tata odpalił samochód.
-Jak Ci się podobało?- Zapytała mama. Uniosłem głowę w jej stronę zaciskając usta w wąską linię.
-Mogę nie odpowiadać?- Odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Mama uniosła ręce do góry.
-No dobrze, zatrzymaj to dla siebie.- Rzekła. Wiedziałem, że i tak mnie później zapyta o to jak mi poszło w szkole.
Przez kilka minut jechaliśmy w ciszy. Nagle odezwała się mama.
-Alexandrze sprzątałam twój pokój.- Rzekła.
-Co?!- Wykrzyknąłem. Głos dziwnie mi się załamał jakbym dopiero co przechodził mutację. -Mamo! Obiecałaś!- Serce waliło mi jak szalone. Co z Lilly? Mama nie wyglądała na taką, która w pokoju swojego syna znalazła dziewczynę, to było pewne.
-Miałeś bałagan i bardzo dużo rzeczy do prania. - Odrzekła.
-Więcej tego nie rób.- Powiedziałem. Byłem w złym nastroju. Musiałem iść do szkoły, rozmawiałem z dziwną dziewczyną- Mary, a mama posprzątała mój pokój i nie wiem gdzie teraz jest Lilly.
W końcu dojechaliśmy na miejsce. Wyszedłem z samochodu i pobiegłem do mojego pokoju. Gdy otworzyłem drzwi ujrzałem Lilly. Podszedłem do niej i mocno ją przytuliłem.
-Ja tak bardzo nie chcę...- Powiedziałem. Dziewczyna położyła rękę na moim karku.
-Alex, czego nie chcesz?- Spytała. Wcisnąłem głowę między jej ramię, a szyję.
-Szkoły.- Dodałem. Po chwili odsunąłem się od niej.-Moja mama sprzątała pokój. Gdzie byłaś skoro Cię nie znalazła?- Zapytałem. Lilly uśmiechnęła się.
-Siedziałam pod łóżkiem.- Powiedziała. Odwzajemniłem uśmiech. -Tak bardzo było źle w tej szkole?- Spytała.
-Tak!- Odparłem.-Nie wrócę tam.-dodałem siadając na łóżku i krzyżując ręce na piersi.
-Chyba nie było aż tak źle.- Powiedziała Lilly siadając obok. mnie. Położyła rękę na moim kolanie.
-Była bardzo źle.- Odparłem uśmiechając się. - Jest tam taka Mary.- Rzekłem, a dziewczyna uniosła brew do góry.
-Kontynuuj.- Odparła. Zaśmiałem się.
-Nie martw się, wolę Ciebie.- Odrzekłem. Lilly energicznie przekręciła głowę w moją stronę. Ujrzałem uśmiech na jej twarzy i pocałowałem ją. Tak bardzo pragnąłem znów być przy niej i teraz byłem. Dziewczyna przewaliła mnie do tyłu. Wcisnęła ręce pod moją szyję i głowę. Nagle usłyszałem dzwonek. Lilly oderwała się ode mnie i szybko wstała. Była zdekoncentrowana. Nigdy wcześniej nie słyszała jak coś dzwoni. Wypuściłem głośno powietrze z płuc. Ale ten ktoś ma wyczucie. Dźwignąłem się z łóżka i sięgnąłem po telefon. Dzwoniła do mnie Jean. Zdziwiłem się trochę. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek się do mnie odezwie.
-Halo?- Odebrałem telefon. Usłyszałem cichy głos Jean.
-Alexander? Chciałam się z tobą spotkać.- Mówiła to spokojnie i wolno. Podrapałem się po karku. Czy ona mówi na serio? Dlaczego chce się ze mną spotkać? Może szykuje jakąś zemstę? -Przyjdziesz do mnie?-Zapytała. Przez chwilę milczałem.
-Dobrze.- Zgodziłem się.
-Przyjdź dzisiaj. Dobrze?
-Dobrze.- Po chwili Jean się rozłączyła. Miałem dziwne wrażenie, że ona jest szczęśliwa. Czułem, że bardzo chce się ze mną spotkać.
-Co to było/_ Spytała Lilly. Westchnąłem.
-Jean chce się ze mną spotkać i powiedziałem, że przyjdę do niej.- Zacisnąłem usta w wąską linię.- Przepraszam...
-Nie przepraszaj, przecież nie masz za co.- Odparła dziewczyna chwytając mnie za rękę.
Super.
OdpowiedzUsuńRozdział jest naprawdę bardzo ciekawy. :)
Zostałaś nominowana do Liebster Awards
OdpowiedzUsuńGratuluje!
Więcej info na
http://upadla-i-lowcy.blogspot.com/
ŚWIETNY, SUPEROWY, MEEEEGA!!!! *O*O*O*
OdpowiedzUsuńEj... Dlaczego śnił mi się Twój blog ? xD hahaha Śniło mi się, że na niego weszłam, czytałam i nagle zaczęłam z Tobą rozmawiać xD
Cześć!
OdpowiedzUsuńJestem stażystką w Mieście Krytyki – ocenialni, do której zgłosiłaś swojego bloga. Na chwilę obecną to ja zajmuję stanowisko administratorki. Piszę, bo chciałabym, abyś wybrała osobę, która oceniłaby Twoje opowiadanie.
Pozdrawiam :)
PS. Przepraszam, że zamieszczam tę informację pod rozdziałem, ale nie wiedziałam za bardzo, gdzie mogłabym ją napisać.
Witam!
OdpowiedzUsuńW imieniu właścicielki ocenialni Miasto Krytyki z przykrością informuję, że blog zakończył działalność i zostanie usunięty.
Pozdrawiam,
la Gata