Postanowiliśmy, że na razie skryjemy się w lesie. Znaleźliśmy nawet odpowiednie miejsce, gdzie drzewa i krzewy rosły blisko siebie chroniąc nas przed wiatrem i tworząc coś w rodzaju dachu. Mimo iż wszystkie liście już opadły, było nam ciepło. Wcisnęliśmy się w kąt. Objąłem Miriam ramieniem i Usnęliśmy.
Obudziłem się rano. Miriam jeszcze spała. Jej włosy leżały na mojej twarzy przez co nic nie widziałem. Kilka kosmyków zaplątało się w moje rzęsy. Delikatnie zdjąłem je sobie z twarzy. Miriam mruknęła coś i otworzyła oczy. Popatrzyła na mnie z pod przymrużonych powiek i zaśmiała się.
-Myślałam, że jesteś Kevinem- powiedziała. No tak, Kevin to jej mąż. Uśmiechnąłem się.
-Niestety to tylko ja.- odparłem wstając. Miałem trochę zesztywniałe stawy. Z moich ust wydobywała się para. Roztarłem swoje dłonie. Nie wiem jak długo jeszcze tu wytrzymamy. Jest zimno. Jak spadnie śnieg, to będzie po nas i będziemy musieli znaleźć sobie inną kryjówkę.
Usiadłem obok Miriam i wyciągnąłem z plecaka kawałek chleba. Zjedliśmy w milczeniu. Cały czas obmyślałem plan działania. Główkowałem nad tym, gdzie Jean mogłaby uwięzić rebeliantów i nic nie przychodziło mi do głowy. Dom- nie, bo jest za mało miejsca na taką ilość osób i jej rodzice dostali by zawału; garaż- nie, identycznie jak pomysł z domem; letni domek- nie ze względu na równie małą powierzchnię. Ona musiała ich uwięzić gdzieś w olbrzymim miejscu, no chyba, że podzieliła ich na grupy... To nie miało sensu! Gdzie tak mniej więcej setka osób mogłaby się zmieścić? No chyba tylko w budynku symulacji...
Po chwili mnie olśniło. Ojciec Jean pracuje jako egzaminator i ma łatwy dostęp do różnych hal, nawet do tych z których się już nie korzysta, a mają bardzo dużo miejsca. Jean zawsze mogła zabrać jeden kluczyk by jej ojciec tego nie zauważył.
-Miriam.- odezwałem się po chwili. Dziewczyna spojrzała na mnie.- Chyba wiem, gdzie oni są...
Ruszyliśmy w stronę budynku z symulacjami. Ciarki przeszły po moich plecach gdy ujrzałem go. Wielki moloch, z wyimaginowanym wnętrzem. Miałem nadzieję, że nie utkniemy przypadkiem w jakiejś symulacji i, że rebelianci na pewno tu są. Przełknąłem ślinę. Wchodzimy.
Obeszliśmy budynek na około i znaleźliśmy tylne wejście dla maszyn sprzątających- tak maszyn, bo ludzie już nie wykonują takiej roboty. Mówi się, że to hańba. Każdy człowiek pochodzący z Royal jest stworzony do wielkich rzeczy.
Bez trudu weszliśmy do środka. Nigdy jeszcze nie byłem tu z tej strony... Co ja gadam, byłem tu tylko raz na nieudanym egzaminie. Nawet nie wiem w którą stronę mamy iść. Roi się tu od korytarzy. Prędzej się tu zgubimy niż znajdziemy Lilly i resztę. Nagle przypomniałem sobie jak rozstałem się z Lilly. Ona po prostu ode mnie uciekła. Krzyczała i nie chciała ze mną zostać, a ja chciałem dobrze. Zagryzłem policzki. Po co jej to mówiłem?! Miałem tylko nadzieję, że się na mnie nie gniewa...
Błąkamy się i Błąkamy. Korytarzy jest tu od metra, a każdy prowadzi gdzie indziej. Czasem na ścianach są jakieś mało czytelne mapki. Zdenerwowałem się i włączyłem komputer znajdujący się na ścianie. Zacisnąłem usta w wąską linię. By to uruchomić muszę wpisać dane jakiejś osoby... Nie mogę wpisać swojego nazwiska. To by było ryzykowne. Znałem kiedyś wszystkie hasła Jean, może niczego nie zmieniała...
Wystukałem na klawiaturze wszystkie potrzebne rzeczy. Miriam stała z boku i przyglądała mi się. Włączyło się jakieś ładowanie. Miałem nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Po chwili pojawił się ekran startowy. Kamień spadł mi z serca. Zacząłem przeglądać dokładniejsze mapy.
Po chwili wiedziałem gdzie mamy iść. Ruszyliśmy lewym korytarzem.
-Za chwilę powinniśmy dojść do panelu sterowania. - powiedziałem. Miałem tylko nadzieję, że symulacja nie jest włączona.
Zatrzymaliśmy się przed drzwiami z numerem 126. To tu. Pchnąłem mocno drzwi i weszliśmy do środka. Na wielkim ekranie zobaczyłem rebeliantów. Jednak nie ucieszyłem się zbytnio- symulacja była włączona.
-Kogo ja tu widzę.- nagle usłyszałem czyjś głos. Po chwili ujrzałem Jean. Zacisnąłem pięści.
-Jak mogłaś!- krzyknąłem. Byłem zdenerwowany. Dziewczyna zaśmiała się co wkurzyło mnie bardziej.
-Świat powinien być idealny. Bez nich- rzekła wskazując palcem na Miriam. Zacząłem iść w stronę Jean. Nagle coś mocno chwyciło mnie za ramiona i powaliło na ziemię. Jęknąłem gdy moje ciało zderzyło się z podłogą. Po chwili usłyszałem śmiech. Zacisnąłem pięści. To był Drew. Szybko podniosłem się z ziemi.
-Alexiu, wisisz mi walkę- rzekł. Zagryzłem dolną wargę. Nagle chłopak zaatakował. W ostatniej chwili zrobiłem unik i uderzyłem go z pięści w twarz. Drewowi się to nie spodobało. Splunął na ziemię i rypnął mnie w klatkę piersiową. Zachwiałem się i upadłem. Chłopak przycisnął mnie do ziemi tak, że nie mogłem oddychać i zaczął mnie okładać. Poczułem smak krwi w ustach. Próbowałem się jakoś osłonić, ale Drew był szybki. Po chwili jego uścisk zesłabł. Za pewne sądził, że zaraz ze mną koniec, więc po co ma mnie trzymać. Wykorzystałem moment jego nieuwagi i udało mi się uwolnić jedną nogę. Uderzyłem go kolanem w brzuch. Chłopak na chwilę przestał mnie bić i wtedy zrzuciłem go z siebie. Gdy leżał na ziemi, przycisnąłem go do podłoża by nie mógł się ruszać. Zagryzłem wargę i uderzyłem go w głowę. Drew stracił przytomność. Szybko się podniosłem i wytarłem sobie krew i ust. Podszedłem do zdekoncentrowanej Jean. Złapałem ją za ramiona i przycisnąłem do ściany.
-Na co Ci to było?!- krzyknąłem. Widziałem strach w jej oczach, ale nie obchodziło mnie już to. Dziewczyna spuściła głowę. Złapałem grzywkę, która opadła jej na oczy i pociągnąłem do góry by na mnie spojrzała. Krzyknęła. Próbowała mi się wyszarpnąć, ale nic z tego, trzymałem ją mocno. Zapomniałem co to litość. Czułem, że oczy mi płoną. Dziewczyna rozchyliła wargi jakby chciała coś powiedzieć, ale z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk. Po chwili popchnąłem ją. Jej ciało bezwładnie zderzyło się ze ścianą i Jean upadła na ziemię. Słyszałem jej szloch, ale nie ruszyło mnie to. Korciło mnie by nie podnieść jej za włosy i napluć w twarz. Powstrzymałem się jednak. Lilly ciągle tkwiła w symulacji. Zostawiłem Jean leżącą na ziemi i podszedłem do ekranu z panelem sterowania. Szybko wpisałem coś na klawiaturze i wyłączyłem symulację. Ujrzałem zdziwienie na twarzy rebeliantów.
-Miriam chodź.- powiedziałem. Nie musiałem powtarzać. Po chwili znaleźliśmy się przed drzwiami do wielkiej sali gdzie znajdowali się nasi przyjaciele. Otworzyłem drzwi, a Miriam wbiegła do środka. Po chwili znalazła Kevina i rzuciła mu się na szyję. Przytuliła go mocno i pocałowała. Szukałem w tłumie Lilly. W końcu ją znalazłem, a raczej ona mnie, bo podeszła do mnie. Nie widziałem uśmiechu na jej twarzy.
-Co ty tu robisz?!- spytała. Słyszałem gniew w jej głosie. Zdenerwowało mnie to.- Nie ma tu dla Ciebie miejsca. Nie ma tu miejsca dla takich jak ty.- wycedziła przez zęby. Nagle złapałem ją za ramiona i przycisnąłem do ściany. Lilly nie spodziewała się tego.
-Słuchaj! Nie po to trudziłem się w domu by znaleźć sposób jak się z tam tąd wyrwać! Nie biłem się z Drewem tylko po to, by zarobić siniaki! Na darmo tu przychodziłem...- powiedziałem puszczając Lilly. Ruszyłem do wyjścia. Słyszałem, że Lilly za mną idzie, ale nie odwracałem się. Znalazłem się w sali gdzie na ziemi leżał Drew i Jean. Po chwili wyszedłem z budynku. Stanąłem na dworze nie wiedząc do dalej ze sobą zrobić. Wrócić do domu? Co mogę zrobić? Miałem nadzieje, że wrócę do rebeliantów, ale szybko ją straciłem. Poczułem, że łza kręci mi się w oku. Tyle ryzykowałem i okazało się to niepotrzebne.
-Alex?- usłyszałem głos Lilly. Już nie brzmiał gniewnie, mimo to nie odwróciłem się. Poczułem jak dziewczyna ciągnie mnie za ramiona bym spojrzał w jej stronę. W końcu uległem i zrobiłem to. Lilly patrzyła na moją obitą twarz. Delikatnie dotknęła mój łuk brwiowy. Syknąłem czując palący ból. -Przepraszam- wyszeptała prawie nie słyszalnie. -Na prawdę biłeś się z Drewem? - spytała. Kiwnąłem głową.- a Jean?- spojrzałem na nią.
-Zdenerwowała mnie.- odezwałem się.-Gdy dowiedziałem się, że to ona za tym wszystkim stoi...- zamilkłem. Poczułem jak po policzku spływa mi łza. Lilly zauważyła to. Po chwili przytuliła mnie mocno, jednak ja jej nie objąłem. Pamiętałem co mówiła przed chwilą, pamiętałem co mówiła podczas naszego ostatniego spotkania. Dziewczyna zatopiła dłoń w moich włosach. Jej usta znalazły się tuż przy moim uchu.
-Alex...- szepnęła. Wzdrygnąłem się. -Proszę powiedz coś- rzekła głośniej.- Przepraszam, nie potrzebnie mówiłam Ci te rzeczy...- szybko odsunąłem ją od siebie. Lilly spojrzała na mnie marszcząc brwi. Sam tego nie rozumiałem.
-Uciekłaś. Zostawiłaś mnie...- mówiąc to towarzyszył mi ból. Czułem jakbym był na przegranej pozycji.
-Nie, to nie tak...- zaprzeczyła Lilly. Znów odwróciłem się.
-Chyba powinienem wrócić do domu, bo tu nie ma dla mnie miejsca- powiedziałem. Chciałem odejść, ale dziewczyna chwyciła mnie mocno za ramię.
-Dlaczego mi to robisz?!- spytała. Nie zrozumiałem. Wyrwałem się jej. -Jeśli kiedykolwiek Ci na mnie zależało, powiedz to teraz.- rzekła przybliżając się do mnie. Zatrzymała się na wyciągnięcie ręki. Milczałem.- Chociaż kiwnij głową...- Zagryzłem policzek i Kiwnąłem głową. Gdy to zrobiłem poczułem usta Lilly na swoich. Nie wytrzymałem i objąłem ją. Tak bardzo za nią tęskniłem. Nie potrafiłem się gniewać, Odwzajemniłem pocałunek mimo iż Drew przyłożył mi w twarz i miałem napuchnięte usta. Po chwili poczułem na karku płatki śniegu. Ramiona i ręcę Lilly zrobiły się zimne. Przejechałem dłońmi po jej zimnej skórze. Po chwili Oderwałem się od niej. Zdjąłem z siebie kurtkę i dałem ją dziewczynie by nie zmarzła. Przytuliłem Lilly do piersi chroniąc przed wiatrem.
-Ja wiem, że nie ma dla mnie miejsca- powiedziałem. Dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale ja kontynuowałem.-Jedynie czego pragnę, to być przy tobie.- rzekłem. Lilly uniosła głowę spoglądając mi w oczy.
-Będziemy razem, o to się nie martw.- odparła. Na prawdę chciałem by tak było. Zagryzłem wargę i odsunąłem się odrobinę.
-Już raz zadałem Ci to pytanie i wtedy nie skończyło się najlepiej...- bałem się spytać czy Lilly zechce zamieszkać ze mną w Royalland. Nagle na twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech.
-Będę z tobą gdziekolwiek pójdziesz.- rzekła wyprzedzając moje pytanie. Objęła mnie mocno. Stanęła na palcach i delikatnie pocałowała.
-Chodźmy z tąd.- powiedziałem ciągnąc Lilly delikatnie za rękę.
Weszliśmy z powrotem do budynku z symulacjami. Jean siedziała w kącie. Rękami obejmowała swoje nogi. Oczy miała czerwone i napuchnięte. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę co zrobiłem. Spojrzałem na Lilly. Ona kiwnęła głową. Westchnąłem i przybliżyłem się do Jean. Ukucnąłem przed nią. Dziewczyna spojrzała na mnie i odepchnęła mnie nogą. Widząc, że mało to daje chwyciła mnie za ramiona i popchnęła do tyłu. Byłem jednak silniejszy i nie przewróciłem się. Objąłem ją mocno by nie mogła się ruszyć i z nią stanąłem. Jean próbowała mi się wyrwać jednak bez skutku. Jej wzrok był nieobecny. Wiedziałem, że jej psychika ucierpiała.
-Muszę ją zabrać-Zwróciłem się do Lilly, kiwnęła głową.
-Będę na Ciebie czekać w lesie. -powiedziała.-Trzeba zanieść jakoś Drewa. -Uśmiechnąłem się i wyszedłem.
Zaprowadziłem Jean do szpitala, gdzie stwierdzono u niej zaburzenia psychiczne. Szczerze to nie wiedziałem co u niej to wywołało. Lekarz zadzwonił do jej rodziców. Nie chciałem by mnie tu znaleźli i dowiedzieli się, że to ja ją tu przyprowadziłem, więc opuściłem szpital. Robiło się już ciemno. Śnieg przestał padać. Ruszyłem w stronę lasu, gdzie miałem się spotkać z Lilly. Przez dłuższy czas błądziłem między drzewami. Nie było wcale tak zimno, mimo iż oddałem kurtkę. Nagle usłyszałem, że coś się zbliża. Nim zdążyłem zareagować zostałem powalony na ziemię. Usłyszałem śmiech Lilly. Pochylała się nade mną. Jej włosy były wyjątkowo czarne. Dotknęła ręką mojego policzka i pogładziła mnie po zaroście.
-I znów leżysz- powiedziała. Uśmiechnąłem się.
-Miałaś rację.- rzekłem. Zauważyłem jak Lilly marszczy brwi. Tak ładnie wyglądała.- Nie ma przyjaźni damsko- męskiej.- dokończyłem. Dziewczyna przybliżyła twarz do mojej. Jej dłoń zatopiła się w moich włosach. Po chwili jej usta dotknęły moich. Chwyciłem ją za głowę i przycisnąłem mocniej do siebie. Poczułem jak konciki jej ust się unoszą. Zapomniałem już, że leżę na zimnym śniegu. Było mi ciepło.
Obudziłem się rankiem. W moje plecy wtulona była Lilly. Mimo iż spaliśmy na dworze, wcale nie było tak zimno. Miałem plan by wrócić z Lilly do mojego domu. Ukryłbym ją w pokoju, ale nie mogłem się tam tak szybko pojawić, ze względu na moich rodziców. Powiedziałem im, że pomieszkam trochę u Miriam. Gdybym wrócił po dwóch dniach, mogliby coś podejrzewać. Miałem nadzieję, że noce nie będą srogie i jakoś damy radę.
Po kilku dniach mogliśmy w końcu wrócić do domu. Tylko jedna noc była bardzo mroźna, ale daliśmy jakoś radę. Na szczęście rodziców nie było. Zaprowadziłem Lilly do mojego pokoju. Bardzo jej się podobał. Pokazałem jej łazienkę i szafę z której mogła brać wszystko.
-Tu jest fajnie- rzekła kładąc się na łóżku. Ujrzałem uśmiech na jej twarzy.
-Cieszę się, że Ci się tu podoba.- powiedziałem.
Zbliżała się noc. Poszliśmy spać. Dzieliłem z Lilly swoje łóżko.
Obudziłem się w nocy. Było mi gorąco i nie czułem się najlepiej. Wstałem i poszedłem do łazienki. Przejrzałem się w lustrze. Nie wyglądałem dobrze. Po chwili usłyszałem kroki za sobą. Odwróciłem się i ujrzałem Lilly. Przetarła zaspane oczy. Koszulka, którą miała na sobie spływała jej z ramienia.
-Alex? Co się stało?- spytała podchodząc do mnie. Ujęła moją dłoń po czym zmarszczyła brwi. Dotknęła szybko mojego czoła.-Jesteś rozpalony. Alex, ty masz gorączkę!- powiedziała. Nie chciałem być chory. Musiałem się przeziębić gdy nocowałem na dworze. -Powinieneś się położyć.- rzekła Lilly.
-Nic mi nie będzie.- odparłem, ale dziewczyna nie zwracała na to uwagę. Siłą zaciągnęła mnie do łóżka i kazała iść spać. Sama usiadła obok i trzymała mnie za rękę. -Jutro powinno mi przejść- powiedziałem. Lilly uciszyła mnie.
-Nic nie mów. Powinieneś odpocząć.- rzekła kręcąc kółka kciukiem na mojej dłoni.
-Też powinnaś odpocząć.- odparłem. Dziewczyna uśmiechnęła się i Pokiwała przecząco głową.
-Nie jestem zmęczona- powiedziała.
-Ja też nie- odrzekłem, ziewając. Lilly zaśmiała się cicho. Nawet nie pamiętałem kiedy zasnąłem.
Gdy się zbudziłem. Lilly była oparta o łóżko. Mimo iż byłem przykryty kołdrą pod samą brodę, było mi zimno. Zacząłem się wiercić i zbudziłem Lilly. Dziewczyna otworzyła oczy i Rozejrzała się do okoła. Po chwili spojrzała na mnie.
-Jak się czujesz?- spytała.
-Zimno mi.- odparłem. Nie chciałem chorować. Co będzie jak rodzice się dowiedzą? Mama nie będzie spuszczała ze mnie wzroku i przez to może dowiedzieć się o Lilly. Podniosłem się i opatuliłem szczelnie kołdrą.
-A ty gdzie idziesz?- zdziwiła się dziewczyna.
-Przyniosę sobie jakieś proszki i powinno mi przejść.- odrzekłem podchodząc do drzwi.
-Pójdę z tobą.
-Nie!- Lilly spojrzała na mnie unosząc jedną brew do góry.-Przepraszam- dodałem szybko- Boję się, że rodzice mogliby wrócić i... No wiesz.- Uśmiechnąłem się słabo.
-Wiem.- odparła Lilly, podeszła do mnie i pocałowała mnie w policzek.- Gorący jesteś.- dodała uśmiechając się. Odwzajemniłem uśmiech i wyszedłem z pokoju. Miałem problem z zejściem ze schodów, bo byłem opatulony kołdrą. Dotarłem do szafki z lekami. Przez kilkanaście minut szukałem odpowiednich proszków. W końcu coś znalazłem i wróciłem do pokoju. Położyłem się do łóżka. Czułem się jak parówka lub naleśnik. Leżałem tak zrulowany. Poczułem jak łóżku trochę się ugina. Wiedziałem, że to Lilly.
-Czujesz się lepiej?- spytała przeczesując mi ręką grzywkę. Kiwnąłem głową. Nagle usłyszałem, że ktoś wchodzi na górę po schodach. To była mama. Lilly w ostatniej chwili schowała się w łazience.
-Kochanie, już jesteś? - Mama stanęła obok łóżka.-Czy... Ty nadal jesteś w piżamie? - spytała krzyżując ręce na piersi. Uśmiechnąłem się. Miałem nadzieję, że sympatyczny uśmiech wszystko załatwi. Miałem rację. Mama przewróciła oczami i wyszła z mojego pokoju. Odetchnąłem z ulgą. Po chwili przyszła Lilly.
-To twoja mama?- spytała. Kiwnąłem głową. Na moich ustach błąkał się uśmiech. Dziewczyna uklęknęła obok łóżka nachylając się nade mną. Dotknęła mojego policzka.-Oh, ty biedaku.- rzekła.
-Nie uważasz, że wyglądam jakbym uciekł z więzienia?- zapytałem. Jedna brew Lilly powędrowała wysoko, a jej czoło się zmarszczyło.
-Skąd Ci to przyszło do głowy?- zdziwiła się. Wyciągnąłem z pod kołdry rękę i dotknąłem swojej brody.
-Nie uważasz, że mam brodę jak Mojżesz? -Gdy tylko to powiedziałem Lilly zaczęła się śmiać.
-O tak, wyglądasz, jak Mojżesz, który uciekł z więzienia.- powiedziała, po chwili uspokoiła się. -Podobasz mi się taki. - dodała.
-A gdybym obciął się na łyso?- spytałem. Lilly zrobiła poważną minę.
-Powariowałeś?! Nie obcinaj włosów!- rzekła zaciskając usta w wąską linię. Przestraszyłem się, Lilly mówiła to na poważnie.
-Nie zetnę.- odrzekłem, a dziewczyna znów się uśmiechnęła.- jak chcesz, to możesz się przebrać.- wskazałem ręką szafę. Dziewczyna obdarowała mnie pięknym uśmiechem i ruszyła w stronę szafy. Zamknąłem na chwilę oczy. Po chwili je otworzyłem i ujrzałem Lilly. Stała odwrócona do mnie tyłem i właśnie zmieniała koszulkę. Zakryłem się kołdrą, tak, że widać mi było tylko oczy i włosy opadające na czoło. Nagle dziewczyna odwróciła się w moją stronę.
-To ty nie śpisz?- spytała podchodząc do mnie plecąc sobie warkocz. -Widziałeś jak się przebierałam?- Odchrząknąłem. Lilly uniosła jedną brew do góry i czekała na odpowiedź.
-Masz, ładne plecy.- palnąłem. Dziewczyna zaśmiała się.
-Dzięki, to było miłe.- odparła. -Jak się teraz czujesz?- spytała. Odkryłem się trochę, bo robiło mi się ciepło.
-Wiesz, że nawet lepiej? Ciekawe co mi pomogło...
-Pewnie te proszki.- odparła Lilly dotykając mojego policzka. Nagle drzwi do mojego pokoju się uchyliły. Lilly szybko wpełzła pod łóżko.
-Alexandrze Moore, masz zamiar gnić tak w tym łóżku cały dzień?- zapytała mama.
-Właśnie miałem zamiar wstać.- odparłem podnosząc się z łóżka.
-Ogarnij jakoś swój wygląd, jak chcesz mogę zadzwonić po fryzjera.- powiedziała przyglądając mi się.
-Dam sobie radę.- odparłem podchodząc do szafy. Po chwili mama opuściła mój pokój. Spojrzałem na łóżko z pod którego wyczołgała się Lilly.-Mało brakowało.- rzekłem zdejmując koszulkę. Otworzyłam drzwi do szafy i lustrowałem po kolei wszystkie ubrania. Nagle poczułem jak Lilly mnie przytula od tyłu. Wtuliła się w moje plecy. Złapałem jej ręce przyciskając sobie do piersi. Dziewczyna pocałowała mnie w szyję i położyła głowę na moim ramieniu. -Dasz mi się ubrać?- spytałem.
-Pytanie retoryczne.- już chciałem powiedzieć, że chyba "retor" pomyliło jej się z "erot", gdy Lilly pocałowała mnie w ramię. Odwróciłem się do niej przodem i od razy jej usta napotkały moje. Dziewczyna objęła moją szyję, a ja wsadziłem kciuki w jej szlufki od spodni.
-Chyba byłem chory- zauważyłem, ale Lilly się tym nie przejęła. Zatopiła dłoń w moich włosach i delikatnie pociągnęła moją głowę do dołu by nie stać na palcach. W końcu oderwała się ode mnie.
-Mówiłeś coś?- spytała nabierając do płuc dużo powietrza. Uśmiechnąłem się.
-Już nic.- odparłem odwracając się i wyciągając z szafy pierwszą lepszą koszulkę.- Jak chcesz, to kupię Ci jakąś sukienkę.- powiedziałem patrząc na jeansy, które musiała ciasno przewiązać paskiem.-No wiesz, taką krótką, obcisłą z dużym dekoltem...-Lilly spojrzała na mnie i przymrużyła oczy.- No co? Przecież takie lubisz.- dodałem.
-No chyba ty.- odparła dziewczyna, a ja uśmiechnąłem się.
-Masz rację lubię takie, a w szczególności, gdy ty w nich chodzisz.- powiedziałem. Lilly przewróciła oczami.
-I pomyśleć, że ty mówiłeś, że jesteśmy tylko przyjaciółmi...
No heeeeeeeeeeeej Zostałaś nominowana do Versatile Blogger Award ! :D
OdpowiedzUsuńCieszysz się ? :3
Tak w ogóle to rozdział F-E-N-O-M-E-N-A-L-N-Y <3
A to : "No wiesz, taką krótką, obcisłą z dużym dekoltem..." To mnie po prostu rozwaliło XD
Więcej na moim blogu -----> http://gifts-of-the-angel-city-of-secrets.blogspot.com/
Witam !!! :D
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Versatile Blogger Award ! :D
Cieszysz się ? :3
Więcej na moim blogu ----> http://redemptionodkupienie.blogspot.com/