Zmarszczyłem brwi, a ona uśmiechnęła się przygryzając dolną wargę. Po chwili opuściła mój pokój. Stałem tak przez długi czas. Co to miało znaczyć? Moją głowę zaśmiecało dużo wizji wojny. Powoli wyszedłem z pokoju. Rodzice spojrzeli na mnie.
-Dobrze się czujesz?- zapytała mama podchodząc do mnie. Dotknęła mojego czoła.
-Nie- odparłem. Usiadłem ciężko na kanapie. -Czuję się fatalnie!- powiedziałem. Ujrzałem przerażenie w oczach mamy.
-Zadzwonić po lekarza?- spytała. Przewróciłem oczami i schowałem twarz w poduszce.
-Chcę do rebeliantów- powiedziałem. Rodzice nie zrozumieli mnie, bo miałem stłumiony głos.
-Synku, może nie powinieneś tak wcześnie wychodzić ze szpitala.- odezwała się mama. Oderwałem twarz od poduszki.
-Wszystko dobrze.- powiedziałem szybko. Tata spojrzał na mnie z wątpliwością.- Już jest dobrze- dodałem. -Przejdę się.- wstałem z kanapy i ruszyłem w stronę drzwi.
-Nie powinieneś.- usłyszałem nagle głos taty. Nie odwróciłem się. Zagryzłem policzek. Wiedziałem o co im chodzi. Wstydzili się mnie teraz, mimo iż nie zrobiłem niczego złego. Mimowolnie uśmiechnąłem się. Ciekawe jak rodzice zareagowali by na to, że przez ostatnie pół roku mieszkałem razem z Rebeliantami.
Otworzyłem drzwi i wyszedłem. Słyszałem jak mama coś mówi, ale nie odwracałem się. Po chwili zacząłem biec. Założyłem kaptur na głowę, bo nie chciałem by mnie ktokolwiek rozpoznał.
Po kilkudziesięciu minutach biegu dotarłem na obrzeże miasta. Po drugiej stronie drogi znajdował się las. Wcisnąłem ręce głęboko w kieszenie spodni. Czy naprawdę tego chcę? Niedługo będzie zima. W domu będzie mi ciepło. Będę czuł się bezpiecznie. W lesie natomiast poczuję wolność.
Przebiegłem przez ulicę i puściłem się pędem w głąb lasu. Czasem zahaczyłem o gałęzie i poraniłem sobie twarz i ręce, ale byłem szczęśliwszy niż w mieście. Jeśli Jean mówi prawdę i dojdzie do wojny, to bez wahania stanę po stronie rebeliantów.
przez dłuższy czas błądziłem po lesie w nadziei, że znajdę drogę do przyjaciół. Nagle usłyszałem, że coś, bądź ktoś się zbliża. Odwróciłem się szybko i ujrzałem dziewczynkę. To znaczy dziewczynę, była niska. Jej rude włosy bezradnie opadały na twarz i ramiona. To była Miriam. Zauważyła mnie i podbiegła. Rzuciła mi się na szyję. Objąłem ją mocno i wsłuchiwałem się w bicie jej serduszka. W końcu odsunęła się. Widziałem strach w jej oczach.
-Co się stało?- spytałem. Po policzku dziewczyny spłynęła duża łza. Serce zaczęło mi mocno walić w piersi.- Gdzie jest Lilly lub Leon? -Miriam pokręciła głową.
-Nie ma...-wyjąkała.-Zabrali ich- dodała. Schowała twarz w ręce.
-kto ich zabrał?- dopytywałem, ale nie uzyskałem odpowiedzi. Dziewczyna płakała rzewnie. Objąłem ją ramieniem.
Siedzieliśmy w ciszy przez kilkanaście minut. Czekałem aż Miriam się uspokoi. Jej oczy zrobiły się czerwone. Trochę spuchła na twarzy.
-Drew nas wszystkich zdradził- powiedziała spokojniej. Zacisnąłem pięści aż pobielały mi kostki. Miałem ochotę mu przylać.
-Gdzie Lilly i reszta?- zapytałem. Miriam spojrzała na mnie. Jej duże oczy wyrażały współczucie.
-Blondynka, która była z nami dwa dni... Ona z Drewem wszystkich zabrali.- powiedziała. Poczułem przypływ złości. Podniosłem się szybko i zacząłem chodzić w kółko. Kopnąłem jakiś kamień. Jean chce wojny. Dlaczego wcześniej to nie było takie oczywiste. Byłem wściekły. Jeszcze dziś rozmawiałem z nią. Gdybym wiedział to nie raczył bym za siebie. Z moich ust posypało się dużo barwnych epitetów na temat Jean. Miriam złapała mnie za ramię. Przestałem kręcić się w kółko. Zamknąłem oczy i nabrałem dużo powietrza do płuc. Trochę się uspokoiłem, ale nadal miałem ochotę kogoś ukatrupić.
-Przepraszam Cię, ale trochę mnie poniosło- rzekłem. Miriam uśmiechnęła się smutno.
Postanowiłem wrócić do domu, skoro nikogo tu nie ma. Rodzice nie będą się na nowo martwić. Jedynym problemem była Miriam. Mama z tatą zabiją mnie gdy dowiedzą się kim ona jest. Dziewczyna zawsze mogłaby udawać, ale wątpię czy to by się udało. Kolejną niesprzyjającą dla mnie rzeczą jest to, że rudowłosa nie prezentuje się najlepiej.
Skradaliśmy się jak przestępcy by nas nie zauważono. Dałem dziewczynie swoją bluzę by nie wyglądała tak niechlujnie. Szybko wszedłem z nią do pierwszego napotkanego sklepu i wybrałem jej ciuchy. Nie miałem przy sobie pieniędzy ani karty, ale to żaden problem. Wpisałem w komputerze sprzedawcy swoje dane by odtrącili mi te kilka groszy z konta taty.
Miriam nie była zadowolona ze swojego nowego ubrania: żółtego swetra, jasnych jeansów i trampek. Uważałem, że dziewczyna wygląda ładnie. Teraz mogła się innym pokazać.
Ruszyliśmy do mojego domu. Miriam powstrzymywała się by nie rozglądać się dookoła co trochę słabo jej szło. Nie dziwiłem jej się. Na jej miejscu też bym się tak zachował. Zastanawiałem się nad tym, co powiedzieć rodzicom. Znikam na kilka godzin a później przychodzę z nieznajomą dziewczyną. Mama i tata tego nie zrozumieją.
W końcu dotarliśmy do "posiadłości państwa Moore". Szybko wszedłem do środka ciągnąc za sobą Miriam, która była zachwycona nowym otoczeniem. Bez problemu udało mi się wciągnąć ją do pokoju by nikt nas nie zauważył. Dziewczyna stanęła w środku jak wryta. Nie wiedziałem czym się tu tak zachwycać. Usiadłem na łóżku i wskazałem ręką, by ona zrobiła to samo. Dziewczyna była wniebowzięta gdy dotknęła mojej pościeli. Jej oczy błyszczały. Uśmiechnąłem się. Cieszyłem się widząc ją taką. Przypomniała mi się Lilly. Jej też się to wszystko podobało, więc czemu nie chciała zostać? To wszystko traciło sens.
Nagle usłyszałem pukanie do drzwi. Serce zabiło mi mocniej. Po chwili do mojego pokoju weszła mama. Zlustrowała Miriam wzrokiem, a następnie spojrzała na mnie pytająco. Uśmiechnąłem się słabo.
-Mamo, to Miriam.- rzekłem. Dziewczyna była lekko zakłopotana. Uśmiechnęła się. Po chwili moja mama odwzajemniła uśmiech. Ulżyło mi.
-Nie będę Wam przeszkadzać- powiedziała i opuściła mój pokój. Wypuściłem głośno powietrze z płuc. Jeszcze tego by brakowało, by mama zaczęłam zadawać pytania.
-Masz miłą mamę.- powiedziała po chwili Miriam. Westchnąłem. Gdyby dowiedziała się kim naprawdę jest dziewczyna to nie byłaby już taka miła.
Siedzieliśmy w ciszy. Nie wiedziałem co mam teraz robić. Jean i Drewa opętało i chcą jakąś wojnę, a ja siedzę w luksusie z Miriam. Spojrzałem na dziewczynę. To było jeszcze dziecko. Gdyby mieszkała tu od początku to pewnie za niedługo szykowałaby się do symulacji. Skrzywiłem się gdy o tym pomyślałem. Chyba do końca życia zapamiętam ten dzień kiedy zostałem porwany.
W końcu obmyśliłem plan. Razem z Miriam zeszliśmy na dół do rodziców, miałem im coś ważnego do zakomunikowania.
-Mamo, tato...- Zacząłem. Chciałem wyjść jak najbardziej prawdziwie. Przez kilkanaście minut układałem odpowiedni dialog i rozważałem każde pytanie, które rodzice mogli zadać.- Chciałem na jakiś czas trochę odpocząć od tego wszystkiego i postanowiłem, że pomieszkam sobie z Miriam. Jeśli nie macie nic przeciwko.
-Oczywiście, że nie.- Odpowiedziała szybko mama kładąc mi rękę na ramieniu i uśmiechając się. Poczułem wielką ulgę.
-A możesz nam zdradzić, gdzie mieszka Miriam?- zapytał tata. Na szczęście znałem dobrze swoich rodziców i wiedziałem, że te pytanie padnie.
-Nie, bo będziecie przyjeżdżać.- odparłem i uśmiechnąłem się.
-Dobrze synku, nic nie mów. -powiedziała mama. Widziałem, że jest szczęśliwa. Gdyby tak wiedziała, że Miriam ma męża... Powstrzymałem się by się nie zaśmiać. -Nasz mały Alexander dorasta. -dodała i pocałowała mnie w policzek. Przewróciłem oczami.
W końcu udało nam się wyjść. Zabrałem ze sobą plecak i podarowałem Miriam kurtkę, bo na dworze robiło się coraz zimniej.
Szliśmy bocznymi uliczkami, by nikt nas nie widział. Co prawda ludzie mnie nie pamiętają, a Miriam nie znają, ale ostrożności nigdy za wiele. Najgorsze było to, że nie miałem pojęcia gdzie może znajdować się Lilly i reszta. Za pewne Jean nie trzyma ich zamkniętych w garażu. Zacisnąłem usta w wąską linię. Miriam zauważyła, że coś mnie trapi. Po chwili poczułem jak ujmuje moją dłoń. Wzrok miałem utkwiony przed siebie.
-Alex, co się stało? Przecież udało nam się opuścić dom by twoi rodzice niczego się nie domyślili. Czyż nie tak?-spytała ściskając mocniej moją dłoń.
-No tak.- odparłem.
-Więc w czym rzecz? -Po chwili jej uścisk trochę zmalał.- Martwisz się o Lilly, prawda?- Bardziej stwierdziła niż zapytała. Westchnąłem.
-Boję się.- odparłem. Zatrzymałem się na chwilę i spojrzałem na Miriam.- Nie mamy żadnego planu, a idziemy uwolnić rebeliantów. Wątpię, że to będzie proste. A najgorsze jest to, że to wszystko jest tylko i wyłącznie moją winą...- Spuściłem głowę. Po chwili Miriam przytuliła mnie mocno. Jej kędzierzawe włosy łaskotały mnie w twarz. Uśmiechnąłem się. -Dziękuję Ci.- wyszeptałem. Miriam ścisnęła mnie mocniej.
-To ja Ci dziękuję.- Odparła. Zmarszczyłem brwi.
-Za co? -odsunąłem się od niej. Dziewczyna złapała mnie za ręce i uśmiechnęła się.
-Za to, że tu jesteś i pomagasz.- Powiedziała.
Super :D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne części.
REWELACJA!!!
OdpowiedzUsuńIDĄ ODBIC REBELIANTÓW, YAAAAAAAAY^^ Oby wszystko poszło dobrze :)
A ta Jean... Od początku jej nienawidziłam! UGH! Co za jedza... No i Drew?! Szkoda gadać...
Czekam na next!
Nicol <3
harrykochakotki.blogspot.com
Super!!!
OdpowiedzUsuńRebelianci yeah!! <3 Oby im się udało, oby im się udało <3 <3
Boże niektórzy bohaterzy są na prawdę irytujący -_-
Pisz sybko NN! Weny życzę ;*