9.06.2014

ROZDZIAŁ 4

Przez najbliższy czas zajmowałem się Lilly. Zanosiłem ją wszędzie gdzie chciała. Wskakiwała mi na barana, a ja chodziłem na trening. Sadzałem ją z boku, a ona dalej dawała mi wskazówki. Przez takie latanie po lesie z dziewczyną na plecach wyrobiłem sobie mięśnie. Trochę urosłem, pewnie przez nadmiar świeżego powietrza.  Nawet gdy Lilly już była silniejsza i zdrowsza, i tak ją nosiłem na baranach. Ona nie sprzeciwiała się temu. Miałem siniaki na biodrach, bo dziewczyna mocno ściskała mnie nogami. Jednak nie przeszkadzało mi to.  Straciłem rachubę czasu. Nie wiedziałem jak długo już tu jestem. Zapomniałem nawet o starym życiu. Teraz było mi... Lepiej. Nie wiedziałem jak wyglądam. Dawno nie patrzyłem na siebie w lustrze. Włosy były troszkę przydługie, ułożone w nieładzie, ale nie przeszkadzało mi to.
Obudziłem się przed bardzo wcześnie. Rozejrzałem się do okoła. Lilly zabrała mi koc i była przykryta dwoma. Przysunąłem się do niej i podniosłem ją. Dziewczyna nie obudziła się. Wyszedłem z nią na rękach. Na dworze było ciepło mimo tak wczesnej pory. Poszedłem do lasu. Po kilku minutach położyłem Lilly ma ziemi i usiadłem obok. Poprawiłem jej sukienkę, bo trochę się jej zawinęła i obserwowałem ją. Po chwili dziewczyna mruknęła coś i przekręciła się na bok. Zaczęła ręką czegoś szukać, zapewne koc, którego tu raczej nie znajdzie. Otworzyła oczy. Usiadła i przetarła je. Rozejrzała się do okoła. Wzrok skierowała na mnie. Uśmiechnąłem się.
-Czyżbym nie słyszała dzwonka?- spytała zaspanym głosem.
-Nie-odparłem-Jest bardzo wcześnie. Obudziłem się i nie chciało już mi się spać. Postanowiłem się przejść, ale nie chciałem być sam.- dodałem. Lilly uśmiechnęła się.
-Skoro już nie śpimy to zajmijmy się czymś pożytecznym.- rzekła podnosząc się. Także wstałem. Przeważnie walczyliśmy w lesie, ale co to za różnica. Dziewczyna zaatakowała mnie. W ostatniej chwili zrobiłem unik, inaczej nieźle bym oberwał. Niestety za wcześnie się zacząłem cieszyć, bo po chwili leżałem na ziemi. Lilly usiadła na mnie. -Nie sądziła, że tak łatwo mi pójdzie- zaśmiała się. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Po chwili to ja siedziałem na niej. Złapałem ją za ręce i docisnąłem do ziemi. -Szybko się uczysz- rzekła dziewczyna.
-Robię to od najlepszych- zauważyłem. Lilly zaśmiała się. Zszedłem z niej i pomogłem jej się podnieść. Strząchnąłem z jej nagich ramion trochę ziemi. Nagle dziewczyna złapała mnie za przegub i spojrzała na całą moją rękę. Nie wiedziałem o co jej chodzi. W końcu puściła ją.
-Robisz się coraz silniejszy. Nie wiem czy przypadkiem nie masz większych mięśni od Leona.-powiedziała.
-Jakbyś biegała ze mną na plecach też byś takie miała.- odparłem. Lilly zaśmiała się.
-No dobra. Co ty na to, by pójść wcześniej na trening i poćwiczyć? Może dorównam Ci kiedyś.- rzekła trącając mnie w bok. Kiwnąłem głową i ruszyłem. Dziewczyna szła za mną. Nagle poczułem jak coś wskakuje mi na plecy. Oczywiście była to Lilly. Złapałem ją za uda, by nie spadła i szedłem dalej.
-Widzę, że trening dla mnie już się zaczął- zauważyłem.
-Ciesz się, że to tylko mnie nosisz na plecach.-odparła dziewczyna. Zaśmiałem się.
-Nikomu innemu bym nie pozwolił wskoczyć mi na plecy. -powiedziałem. Lilly znów się zaśmiała. Nie wiem jak nazwać łączące nas relacje. Chyba byliśmy przyjaciółmi. Tak, to najtrafniejsze określenie. Nie byłem jej chłopakiem, ani ona moja dziewczyną, nie byliśmy tylko kolegami, tylko kimś więcej. Nagle coś dobie przypomniałem: ja mam dziewczynę, a przynajmniej kiedyś ją miałem. Chyba była blondynką. Tak, miała długie jasne włosy i zielone oczy. Nazywała się Jane. Uświadomiłem sobie, że nawet nigdy nie powiedziałem jej, że ją kocham, ani ona mi. Chyba tylko raz się pocałowaliśmy i trwało to króciutką chwilę. Uśmiechnąłem się do siebie. To już z Lilly jestem bliżej. Czy Jane myśli teraz o mnie? A może zapomniała? Nagle poczułem jak dziewczyna, którą miałem na plecach kopie mnie nogą.
-Alex! słyszysz cokolwiek?- spytała.
-Zamyśliłem się- odparłem. Lilly złapała mnie za kosmyk włosów i zaczęła je sobie okręcać wokół palca.
-A o czym tak myślałeś?- zapytała. Westchnąłem.
-O swojej dziewczynie- odparłem i poczułem jak Lilly wyrywa mi kilka włosów.
-Nie mówiłeś, że masz dziewczynę.- rzekła. Puściłem jedno udo Lill i Pomasowałem się po głowie. Po chwili znów trzymałem.
-No bo, chyba już nie jesteśmy razem- odparłem.-Jak długo tu już jestem?- spytałem. Już wcześniej chciałem zadać to pytanie, ale nie było okazji.
-sześć miesięcy- odparła Lilly. Nie sądziłem, że spędziłem tu aż pół roku. Po chwili doszliśmy na miejsce i zaczęliśmy trening. Wszystko poszło tak jak zwykle. Niedługo doszło więcej ludzi.
Po treningu wróciliśmy. Razem z Lilly poszliśmy pod prysznic- osobno rzecz jasna. Staraliśmy się nie myć w tym samym czasie. Byliśmy przyjaciółmi, ale to do niczego nie zobowiązuje. Najpierw poszła Lill, później ja. Gdy wyszedłem w centrum było niewielkie zamieszanie. Podszedłem do Lilly.
-Kogoś zwerbowali- szepnęła mi do ucha. Przecisnęliśmy się przez tłum. Zamarłem gdy zobaczyłem kto tam był. Na ziemi siedziała dziewczyna. Była przerażona. Jej blond grzywka opadała jej na zielone oczy. To była Jean. Przepchnąłem się i podszedłem do niej. Jej wzrok był szalony. Kucnąłem obok niej.
-Zostawcie mnie!- krzyczała dziewczyna.
-Jean, nic Ci nie grozi.- powiedziałem wyciągając do niej rękę.
-Skąd znasz moje imię?! Odejdź dzikusie!- Zabolało mnie to, że mnie nie poznała.
-To ja Alex.- rzekłem. Jean spojrzała na mnie marszcząc brwi.
-Alex. Jaki Alex...- po chwili jej wzrok znów stał się szalony.-Nie!- krzyknęła.-Alexa nie ma! Już od dawna!- po jej policzkach spłynęły łzy. Chciałem je jej otrzeć, ale obawiałem się, że Jane się przestraszy. Po chwili dotknęła mojego policzka. Przejechała palcem po moim zaroście. Uważnie mi się przyglądała jakby nie dowierzała, że to naprawdę ja. -Ucieknijmy stąd- szepnęła do mnie. Złapałem ją za rękę, którą gładziła mój policzek.
-Jean, ty nie rozumiesz...- nie wiedziałem jak jej powiedzieć o tym, że tu jest mi dobrze. Czy zrozumie to? Westchnąłem
-Czego nie rozumiem?! Co się tu dzieje?! Alexander, powiedz mi!- powiedziała szarpiąc moją dłoń.
-Jean, ja teraz żyję tu. Nie chcę wrócić do royalów.- rzekłem i Zacisnąłem usta w wąską linię.
-Co oni z tobą zrobili!? Musimy wrócić. Odejdźmy stąd! Teraz, już!- Jean zaczęła ciągnąć mnie za rękę, ale ja nie ustępowałem.
-Leon- zwróciłem się do brata Lilly.-Muszę z nią porozmawiać sam na sam.- chłopak kiwnął głową, a ja podniosłem z ziemi Jean. Dziewczyna nie spodziewała się tego, że będę ją niósł. Zaniosłem ją do długiego domku, gdzie wszyscy śpimy. Teraz nikogo tam nie było. Podszedłem do kąta- miejsca gdzie śpię z Lilly i postawiłem tam Jean.
-Gdzie mnie zaniosłeś?!- dziewczyna wpadła w histerię.
-Proszę uspokój się. Porozmawiajmy na spokojnie- rzekłem. Jean otarła oczy. Usiadła na moim kocu.
-Ja chce z tąd iść. Chcę wrócić do domu, do Lewisa.
-Co?!- czy ona powiedziała Lewisa? Mojego starego kumpla? -Spotykasz się z Louis'm? - spytałem z niedowierzaniem. Jak on mógł mi to zrobić.
-Tak, jest moim chłopakiem- odparła dziewczyna.
-A ja?!- zapytałem. Jean zmarszczyła brwi nie za bardzo rozumiejąc co mam na myśli.
-Co ty? Przecież nie masz z tym nic wspólnego...
-Jestem twoim chłopakiem! A raczej byłem! Czemu z nim jesteś?!- byłem lekko zdenerwowany. Szybko znalazła sobie nowego towarzysza.
-Przestań być zazdrosny! Zginąłeś! Nie było Cię tyle czasu! Co miałam robić?! Do końca życia nie być w związku, bo nie miałam jak z tobą zerwać?!
-Myślisz, że sam odszedłem?!
-Więc dlaczego chcesz zostać?!- nastała cisza. Nie powinienem tak wybuchać.
-Przepraszam.- powiedziałem. -Nie chciałem na Ciebie krzyczeć.-dodałem.
-Zmieniłeś się Alexandrze. -rzekła Jean. -Może i jesteś teraz przystojniejszy i może masz więcej mięśni, ale... To nie zmieni niczego. -dodała. Usiadłem obok niej opierając głowę o ścianę.
-Zostawię Cię tu samą. -powiedziałem- Przemyślisz sobie wszystko.-zobaczyłem strach w jej oczach.-Ale nie bój się- Pogładziłem ją po policzku.-Nikt tu nie wejdzie.-dodałem i wstałem. Wyszedłem na dwór. Lilly podeszła do mnie.
-Znasz ją?- spytała. Westchnąłem.
-To Jean, moja była dziewczyna.- powiedziałem.
-Była? Jeszcze dziś mówiłeś, że jesteście razem. Zerwała z tobą?
-Tak jakby. - odparłem. Zacząłem iść w stronę lasu. -Mam na razie dość dziewczyn- powiedziałem.
-No dzięki.- rzekła Lilly.
-Nie chodzi mi o Ciebie. Nawet zapomniałem, że jesteś dziewczyną... To znaczy, oczywiście, że nią jesteś. Biegasz po lesie w tej krótkiej sukience, nie da się ukryć, że jesteś dziewczyną... -zamotałem się.-Wybacz, gadam głupoty.- dodałem. Lilly wskoczyła mi na plecy.
-czy gdybym nie chodziła w krótkiej sukience, to miałbyś problem z określeniem mojej płci?- zapytała.
-Lill, to nie tak...
-Nie tłumacz się już.- powiedziała dziewczyna targając moje włosy.-To gdzie idziemy?- spytała ściskając mocniej udami moje biodra.
-Nie wiem. Ale z powrotem ty mnie bierzesz na barana.- odparłem. Lilly zaśmiała się.
-Chyba żartujesz.- rzekła klepiąc mnie po ramieniu. Szliśmy dalej w milczeniu. Po kilkunastu minutach dotarliśmy nad jezioro. Lilly zeskoczyła mi z pleców i usiadła pod drzewem. Zrobiłem to samo. Dziewczyna oparła głowę o moje ramię.
-Jakie miałeś poprzednie życie?- zapytała. Nie spodziewałem się takiego pytanie. Nigdy nie rozmawiałem o moim poprzednim życiu.
-Było lekko. Żyłem w luksusie. -odparłem.
-Tęsknisz za tym wszystkim?- spytała. Uśmiechnąłem się i wziąłem do ręki kosmyk włosów Lilly.
-Nawet nie.- odparłem. Dziewczyna spojrzała na mnie.
-Dlaczego? Nienawidziłeś tego miejsca, co się zmieniło?-zapytała.
-To ze względu na Ciebie- odparłem. Lilly uniosła brew do góry.
-Zostałeś tu dla mnie? To dość jednoznacznie brzmi...- powiedziała.-Już wiem dlaczego tyle gadasz o mojej krótkiej sukience.- dodała. Uśmiechnąłem się.
-Lill, dobrze wiesz, że nie to mam na myśli.- odparłam. -Zostałem, bo potrzebowałaś pomocy, bo przeze mnie działa Ci się krzywda. W sumie to nie wiem, czemu uznałem to za takie ważne, ale jednak.- Dziewczyna cały czas się na mnie patrzyła.
-Może i masz rację.- rzekła- Jakbyś chciał ze mną być, to poszedł byś ze mną pod prysznic.
-A ty znów swoje.- przewróciłem oczami.
-No, co. Nie ma przyjaźni damsko- męskich- odparła. Położyłem się na ziemi.
-A jednak my się przyjaźnimy.- powiedziałem. Lilly nachyliła się nade mną.
-No ale powiedz: podobam Ci się?- zapytała.
-A co to za pytanie?
-Normalne. Gdybyś był moim przyjacielem, to byś odpowiedział. -Westchnąłem.
-Nie jesteś brzydka.- odpowiedziałem. Dziewczyna nadal się nade mną nachylała. Jej włosy opadały na moją klatkę piersiową.
-Czyli jestem ładna.- powiedziała. -A to oznacza, że Ci się podobam.
-To, że ktoś jest ładny, to nie znaczy, że od razu mi się podoba.- sprostowałem.
-Chciałbyś bym była twoją dziewczyną?- zapytała po chwili.
-Twoje pytania robią coraz głupsze.- odparłem.
-Na prawdę nie czujesz nic do mnie gdy jestem przy tobie?- spytała. Po chwili usiadła na mnie. Jej sukienka podwinęła się odsłaniając znacznie uda. Spojrzała na mnie unosząc brwi do góry.-Powiedz co czujesz- poleciła.
-Czuje zakłopotanie- odparłem. Lilly zaśmiała się.
-Nie o to mi chodzi- powiedziała.
-Sprawdzasz jak działasz na facetów?- spytałem. Dziewczyna uśmiechnęła się.
-Albo ty jesteś popsuty, albo za mało się staram- odparła.
-A jak powinienem się zachować?- zapytałem. Lilly złapała mnie za ręce i przystawiła je do ziemi.
-Alex, przecież możesz mnie z łatwością stąd zrzucić. Czemu tego nie zrobisz?
- Założyłaś za krótką sukienkę.- odparłem zerkając na jej uda.
-Mi to nie przeszkadza.- powiedziała przysuwając się bliżej.
-Ale mi tak- rzekłem. Lilly zaśmiała się.
-Bingo mój przyjacielu. Boisz się, że wybuchniesz? Nie powstrzymasz swojej żądzy...
-Nie przesadzaj- przerwałem jej. Lilly zaśmiała się i puściła moje ręce.
-Nawet wygodnie się na tobie siedzi- powiedziała przesuwając się po mnie.
-Dziwna jesteś- odparłem. -Czy zejdziesz w końcu ze mnie?- zapytałem.
-No nie wiem... -rzekła. Spojrzała mi w oczy. -Naprawdę tego chcesz?-Uniosłem brew do góry.
-Jeśli chodzi Ci o to, żebyś ze mnie zeszła to tak.-Lilly westchnęła. Ujęła w ręce moją twarz. Przejechała kciukiem po moim policzku.
-Jak będziesz chciał bym później na tobie siedziała to powiedz- rzekła i zeszła ze mnie. Pomogła mi wstać.  -Chcesz już wracać?- spytała. Rozejrzałem się do okoła.
-Jeszcze nie- odparłem. Nagle przypomniałem sobie o Jean. Jak ona sobie radzi sama? Może próbowała uciec. Miałem nadzieję, że nie spotkała Drewa. Ten koleś był nieobliczalny. Mnie już pobił, Lilly tak samo mimo iż jest ona jest dziewczyną. On nie ma w sobie pohamowań. Na pewno Leon się wszystkim zajął, więc nie muszę się martwić. -Chciałabyś być royalem?- zapytałem. W sumie to nie wiem czemu się odezwałem.
-Chciałabym zobaczyć jak to jest nim być, ale czy zostać na stałe? Musiało by tam być wspaniale.- odparła.
-Tam jest wspaniale- rzekłem. -Chociaż życie tam w porównaniu z tym tu jest mało realistyczne. Wszędzie masz wielkie hologramy, a po ukończeniu 15 lat idziesz do pierwszej symulacji. -westchnąłem-Ja nie przeżyłem żadnej, bo ktoś mnie porwał w tym ważnym dniu- dodałem trącając Lilly w bok.-Lecz za pewne symulacja jest nudniejsza od takiego życia. -Zaczęliśmy iść wzdłuż jeziora. -Od zawsze tu jesteś?- zapytałem. Przez chwile panowała cisza
-Gdy byliśmy z Leonem mali, rodzice zabrali nas na przejażdżkę. Miałam może 4 lata, mój brat 7. Wtedy zdarzył się wypadek. Rodzice zginęli, a nas znaleźli rebelianci i wychowali nas. Krótka historia. - powiedziała.
-Nigdy mi nie mówiłaś ile masz lat.- zauważyłem. Dziewczyna uśmiechnęła się.
-A czy to ważne? Tu nie mamy jakiś tam zasad związanych z wiekiem. Miriam wyszła za mąż w wieku 14 lat.- rzekła. Znałem trochę Miriam. Była taka młoda, młodsza ode mnie, a miała męża, który był od niej starszy o 10 lat.
-To skoro nie chcesz mi zdradzić ile masz lat, to chociaż powiedz ile lat ma twój brat Leon.-Lilly przewróciła oczami.
-Leon ma 22 lata.- odparła.
-Masz 19 lat?!- zdziwiłem się. Sądziłem, że jest bardziej w moim wieku.
-Szybko to sobie obliczyłeś.- zauważyła Lilly.-Tak, masz rację. Mam 19 lat. Czujesz się przez to gorzej? Może uważasz, że jestem za stara dla Ciebie? - powiedziała.
-Nie, nie przeszkadza mi to. Po prostu wyglądasz na taką bardziej niepełnoletnią smarkulę, niż na... Dorosłą kobietę.-z trudem wymówiłem ostatnie słowa. Nie pasowały mi do określenia Lilly. -Dziewczyna zaśmiała się.
-Twierdzisz, że nie wyglądam na kobietę?- uniosła brew do góry.-Wybacz, że nie mam dużo tkanki tłuszczowej i takich tam- dodała. Zarumieniłem się
-Nie chodziło mi o to, że... Twoja budowa ciała odpowiada budowie dziecku.- rzekłem. Lilly zaśmiała się gdy to powiedziałem.
-Nie musisz tego wszystkiego ubierać w takie słowa. Jesteśmy prostymi ludźmi- odparła dziewczyna. Podrapałem się po głowie.
-Dlaczego zawsze rozmawiamy o takich dziwnych rzeczach?- spytałem.
-Sam zacząłeś-zauważyła Lilly. Zrobiliśmy kilka rundek wokół jeziora i postanowiliśmy wrócić. Dziewczyna wskoczyła mi na plecy, a ja ruszyłem do naszego centrum.

5 komentarzy:

  1. C.U.D.O.W.N.Y!!!<3 Wkońcu znalazłam czas i przrczytałam te cztery rozdziały:)
    Ugh, u Ciebie też jest tak cholernie gorąco? Bo ja już umieram-,-
    U mnie nowy na hate-or-love-cath-story.blogspot.com
    Do zobaczenia^^
    Cath

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi się podoba ten rozdział :D I wgl cały Twój blog! A ta ich rozmowa - świetna! xD
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
    PS Mogłabyś zrobić tak, by muzyka nie włączała się automatycznie? Bo to troszkę przeszkadza, żeby cały czas ją wyłączać.

    OdpowiedzUsuń
  3. U mnie nowy:) (link w pierwszym komie xd)

    OdpowiedzUsuń